Kiedy ukończyłam studia, wyjeżdżając z Torunia, musiałam cały swój zgromadzony dobytek podczas studiów przewieźć Oplem Corsa z moim tatą do mojego rodzinnego domu.
Tak jak samo pakowanie i przeniesienie całego zgromadzonego dobytku nie było, jeszcze najgorsze, tak obraz wszystkich przedmiotów w moim pokoju, nie był już widokiem, który sprawiał mi przyjemność. Zastanawiałam się wtedy, jak to jest możliwe, że wszystko mogło zmieścić się w moim wynajmowanym pokoiku, a jednak było to możliwe. Na studiach ciągle były jakieś okazje, promocje, które zachęcały mnie, żeby kupić sobie kolejną fajną bluzkę, a odwiedzanie tzw. secend- hand kusiły ciekawymi zdobyczami, przecież są takie tanie to, dlaczego by nie kupić. Jednak ten widok mnie przeraził ile ja tego mam.
W teorii wszystko wydaje się proste, ale w praktyce już nie koniecznie. Udało mi się zrobić „jakąś” pierwszą selekcję zgromadzonych rzeczy, ale to nie był jeszcze ten stan, który chciałam tak naprawdę osiągnąć. Moja sytuacja ciągle się zmieniała, dostosowana była do obecnie panującej sytuacji rodzinnej. Na początku, gdy założyłam rodzinę moje mieszkanie z mężem w 64 m mieszkaniu, było tak przestronne, że do dziś pamiętam puste szuflady po otwarciu szaf w korytarzu, ale ta sytuacja nie trwała jednak tak długo jakbym sobie tego, życzyła.:) Po urodzeniu naszego pierwszego Syna Jakuba, okazało się, że wszystko jest nam potrzebne dla naszego maluszka. No przecież pierwsze dziecko musi mieć wszystko: przewijak, wanienkę, bujaczek, kosz do noszenia, wózek, ile tych rzeczy musi mieć! Już nie wspomnę o ubraniach, środkach do higieny itp. Dobrze, że przez 6 miesięcy pił tylko moje mleko. Jak pakowaliśmy się do dziadków nad morze to nasza trójka nie mogła się spakować. Zabrać te wszystkie potrzebne rzeczy graniczyło z cudem. A przecież to wszystko jest nam niezbędne i nasz syn musi umyć się w swojej wanience itp. To sprawiało, że kiedy tylko usłyszałam od mojego męża, że gdzieś jedziemy, dostawałam białej gorączki he he.
Wraz z upływem lat pojawiały się kolejne dzieci w naszej rodzinie, w końcu doczekaliśmy się całej czwórki (Jakuba, Marysi, Stasia i Joasi). Każde nowe dziecko to nowa radość, ale i też wyzwanie, jakie zostało nam dane. Wszyscy zaczęli mnie pytać, jak ty sobie poradzisz tyle dzieci, tyle obowiązków i tyle rzeczy, przecież każdy musiał mieć swoje rzeczy, ubrania, buty, książki, zabawki. Nie ukrywam, było tego naprawdę sporo, szczególnie, że nasze duże przestronne mieszkanie stało się jakoś mniejsze, bardziej ciasne, nie było już pustych szaf i szuflad. Trzeba było wymyślić jakiś system, żeby się w tym wszystkim połapać, nie zgubić i nie dać się przytłoczyć ilością zgromadzonych rzeczy. No, więc wymyśliłam, trzeba ograniczyć rzeczy, w naszym domu, ubrania, zabawki, przecież mogą bawić się jedno po drugim czy muszą mieć wszystkie nowe, nie muszą. Coś, co dla kogoś może być dziwne i nie do przyjęcia dla nas stało się normalne, mieliśmy 4 dzieci, 6 osób na 64 m2 i trzeba było dobrze zaplanować i zorganizować sobie naszą małą przestrzeń domową, żeby żyło nam się wygodnie i przyjemniej. Moje zapędy w ograniczaniu rzeczy moich dzieci przeniosły się na inne sfery naszego życia, zaczęłam od ubrań tym bardziej, że moje skłonności z przeszłości, wymagały pracy nad sobą, wiedziałam, że należy zrobić odgracanie i radykalne pozbycie się wielu rzeczy z naszych szaf mojej i męża, wtedy jeszcze nie sądziłam, że będę chciała robić to w przyszłości zawodowo i pomagać innym kobietom, mamom w pozbywaniu się nadmiernej ilości przedmiotów w ich domach. Kiedy rozpoczęła się moja przygoda z Architektem Porządku, nie sądziłam wówczas, że to będzie miało aż tak duży wpływ na moje życie. Zaczęłam czytać książki o tematyce minimalizmu, pierwszą, która trafiła w moje ręce to „Minimalizm po polsku” Anny Mularczyk Meyer, która zmieniła moje postrzeganie na minimalizm. Zauważyłam, że ja zaczęłam ograniczać swoje rzeczy już dawno, ponieważ zmusiła mnie do tego sytuacja, w której byłam, mała przestrzeń mieszkania a duża ilość rzeczy w domu w naturalny sposób dokonywała się selekcja. Dzisiaj z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że im mniej posiadam-tym mniej mam zmartwień. Zanim coś kupię, zastanowię się 3 razy czy naprawdę tego potrzebuję, nie podążam ślepo za modą, nie ulegam presji otoczenia, obok ofert z promocjami i rabatami przechodzę obojętnie. Inspiracji szukałam w oczywiście w Internecie, wśród osób, które wybrały minimalizm, jako swój styl życia. Najpopularniejszy minimalista w Polsce, Orest Tabaka, pokazuje jak, można przeżyć i w dodatku podróżować, posiadając naprawdę niewielką ilość przedmiotów. Minimalista stara się gromadzić przede wszystkim wspomnienia, chce bogacić się wewnętrznie, zdobywać nowe doświadczenia, poznawać nowe miejsca i ludzi, a także poświęcać się swoim pasjom, zamiast rozdrabniać się na gromadzenie rzeczy, których przez większość czasu i tak nie używa. Minimalizm można stosować w każdej dziedzinie życia-w jedzeniu, gromadzeniu przedmiotów, poświęcaniu czasu na rozrywki, dbaniu o środowisko naturalne czy oszczędzaniu pieniędzy. Pomyśl o tym. Minimalizm sposobem na lepsze życie. Minimalizm stał się wyrazem wolności. W uporządkowanej przestrzeni lepiej się żyje. W minimalizmie liczy się przede wszystkim to, żeby przedmioty były praktyczne i nie zagracały swoją obecnością przestrzeni. Anna Mularczyk w swojej książce przypomina, że w naszym klimacie, aby normalnie żyć, potrzebujemy trzech grup przedmiotów. Pierwsze to rzeczy służące do ochrony przed zimnem, gorącem, deszczem i innymi warunkami atmosferycznymi. Druga grupa to rzeczy służące przygotowywaniu posiłków, a trzecia to środki do higieny. Cała reszta to rzeczy opcjonalne. Warto o tym pamiętać, kiedy w głowie zakiełkuje myśl: muszę to mieć. Włochaty różowy pokrowiec na telefon? Nowe kolczyki, chociaż masz ich już z 50 par, kolejna piękna bluzeczka lub buty, wirująca kostka toaletowa czy krem na zmarszczki. Między chcę, a muszę, jest zasadnicza różnica. Musimy jeść, pić, oddychać, spać i dbać o to, żeby nie zmarznąć, ani się nie przegrzać. Większość przedmiotów i tak przestaje być dla nas atrakcyjna już w momencie zakupu. Dlaczego? Ponieważ zaspokajamy tylko naszą zachciankę. Weryfikacja i eliminacja tego typu zachowań pozwoli zajrzeć w głąb naszego umysłu i ustalić priorytety, czyli to, co dla nas naprawdę ważne.
Korzyści z Minimalizmu:
Minimalizm rozwija twórcze myślenie-w uporządkowanej przestrzeni łatwiej się skupić.
• Oszczędza pieniądze-uczy nas odróżniania tego, co ważne od tego, co pochłania naszą uwagę i generuje koszty. Od teraz każdy zakupiony przedmiot jest przemyślany, ma unikalną funkcję i wnosi coś konstruktywnego do Twojego życia.
• Daje wolność-uwolnisz się od strachu, czy dasz radę na to wszystko zarobić. Uwolnisz się od konsumpcyjnej kultury, presji posiadania, fali głupoty i tandety, którą kreują dzisiejsze media.
• Troszczy się o środowisko naturalne-toniemy w śmieciach, taniej elektronice, plastiku i ciuchach, które trzeba co chwile wymieniać. Trujemy planetę od momentu produkcji do momentu, kiedy musimy pozbyć się niepotrzebnych, czy zużytych rzeczy.
• Ułatwia wytworzenie prawidłowych nawyków żywieniowych, głównie poprzez ograniczenie kupowania. Zaczynasz interesować się tym, jaka jest prawdziwa wartość kupowanej żywności i wybierasz taką, która będzie Cię prawdziwie odżywiać.